Powrót


Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński

Warchoły dawniej i dziś

 

Teatr tragiczny był w tradycji zachodniej syntezą potężnego ducha i wzorowego słowa. Nie bez powodu wielcy tragicy greccy –  Ajschylos, Eurypides, Sofokles – byli nauczycielami nie tylko Hellenów, ale stali się nauczycielami narodów zachodnich. W teatrze zadawano pytania, które wstrząsały sumieniami. Ukazywano ludzi lepszymi niż są, po to aby ich podnieść. Taki był cel tragedii. Była też komedia, w której ukazywano ludzi gorszymi niż są. Komedia skierowana była do gawiedzi i pospólstwa, aby mogli śmiejąc się i kpiąc usprawiedliwić swą małość. Tragedia ukazywała wielkie charaktery i wielkie sprawy, komedia przeciwnie, mali ludzie o podłym usposobieniu, zanurzeni po uszy w krętych sprawach. W tragedii pytano, jak mam postąpić, aby nie zafałszować sumienia, aby udźwignąć swój los, aby odpowiedzieć na wezwanie Boga. W komedii przymykano oczy na sumienie, usprawiedliwiano własne zło złym przykładem innych, a zwłaszcza rządzących. Aktorzy tragiczni mówili pięknie, wyraźnie, dbając o frazę i dobór szlachetnych słów, aktorzy komediowi mamrotali coś pod nosem, nie przebierając w słowach, nawet wulgarnych. Tragedia i komedia to były antypody dramatu.

Dziś jesteśmy ogłupiani komediami i komedyjkami, których pełno w kinie, w telewizji i, niestety, w teatrze. Co więcej, wielkie arcydzieła sztuki tragicznej albo znikają ze sceny, albo przerabiane są na komedie, czy raczej pastisze, a więc formy karykaturalne. Znikły sprawy wielkie, ludzie wielcy, piękny język. Małość, brud i wulgaryzmy biją z ekranów i z polskich scen. Czy taką ma być Polska i Polacy?

Wyobraźmy więc sobie teatr. Jest ciemno, cisza, jak makiem zasiał. Publiczność siedzi wypełniając miejsca po ostatnie brzegi. Podnosi się kurtyna i na scenie widzimy mnóstwo postaci, które na twarzach mają założone maski. Nie wiadomo, co ludzie ci czują, co myślą, co zamierzają zrobić. Są maski młode i stare, różnorodne, ale każda ukrywa prawdę przed otoczeniem. Gdy normalnie po twarzy człowieka poznać można, co w życiu przeszedł, z czym się zżyma i boryka, to maski nie ujawniają nawet rąbka ludzkiej tragedii i tajemnicy. Dziesiątki masek wypełniają scenę, scenę życia, scenę dziejów, scenę teatru.

Ale oto jedna postać nie ma maski. Jest samotna, z twarzy jej bije szczerość i cierpienie. Wielkie cierpienie. Cierpienie Narodu. Chce podejść bliżej i przemówić, ale maski zastępują jej drogę. Aż wreszcie przebija się i ze sceny padają mrożące w żyłach krew słowa:

„Warchoły, to wy! – Wy, co liżecie obcych wrogów podłoże, czołgacie się u obcych rządów i całujecie najeźdźcom łapy, uznając w nich prawowitych wam królów.” Jest cisza, która potężnieje z każdym słowem. Nawet maski oniemiały i stoją nieruchome. „Wy hołota, którzy nie czuliście dumy nigdy, wobec biedy i nędzy, której  nieszczęście potrącaliście sytym brzuchem bezczelników i pięścią sługi. Wy lokaje i fagasy cudzego pyszalstwa, którzy wyciągacie dłoń chciwą po pieniądze – po łupież pieniężną, zdartą z tej ziemi, której złoto i miód należy jej samej i nie wolno ich grabić. Warchoły, to wy, co się nie czujecie Polską i żywym poddaństwa i niewoli protestem. Wy sługi! Drżyjcie, bo wy będziecie nasze sługi i wy będziecie psy, zaprzęgnięte do naszego rydwanu, i zginiecie! I pokryje waszą podłość NIEPAMIĘĆ!”

Cisza na scenie, może tylko od strony widowni te mocne słowa trafiły do czyjegoś sumienia, a ktoś obok usłyszał ciche westchnienie, a może jęk. Wciąż brzmi jeszcze w powietrzu ostatnia fraza: „I pokryje waszą podłość NIEPAMIĘĆ!”, jakby chciały przypomnieć, zapamiętajcie, waszą podłość, pokryje niepamięć.

Kto wypowiada te słowa? Imię jego Konrad. W jakiej sztuce? „Wyzwolenie”. Kto natchnął Konrada? Stanisław Wyspiański. A było to przed prawie stu laty.

Kto dziś powie nam prosto w oczy takie słowa? Kto nas obudzi? Kto oprzytomni? Czy pozostały już tylko maski, maski w polityce, maski w mediach, maski w szkołach? A Konrad mówił:

„Wy chcecie żyć i nie ma podłości, której byście do ręki nie wzięli i nie przyswoili sercu. Wy chcecie żyć i już trawicie błoto i brud, i już was nie zadusza zgnilizna i jad; ale jadem i zgnilizną nazywacie wiew świeży od pól i łąk, i lasów. Wy chcecie żyć i plwać na wszystką rękę, która was i podłość waszą odsłania... Która was odgaduje!! Kłamcy!!!”

Taka była scena polska przed stu laty. Odważna i szczera aż do bólu. Wielka. Tworzyli ją ludzie wielcy i rodziła ludzi wielkich. I dlatego stała się Polska.

A dziś? Nie będzie Polski i nie będzie Polaków, jeśli pławić się będziemy w małości i zakłamaniu.

Dlatego musimy wracać do naszych arcydzieł, aby się oczyszczać. Niech przemówią do nas choćby z zaświatów, niech mówią szczerze, do bólu. Wtedy będzie Polska.

 

 

Powrót

Stowarzyszenie Rodzina Polska www.rodzinapolska.pl