Powrót     Strona Główna Rodziny 
			Polskiej
Nowy Przegląd Wszechpolski

Helena Miturska

Nie dajmy pogrześć mowy !

 

Przede mną leżą podręczniki do nauczania języka polskiego w gimnazjum Do Itaki..., których autorami są: T. Garsztka, Z. Grabowska i G. Olszowska, a wydał je Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK, Kraków 2000, 2002..., dopuszczone do użytku szkolnego przez ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania... na podstawie recenzji rzeczoznawców: S. Frybesa, prof. dr hab. E. Polańskiego i mgr T. Kozyry-Cieślak.

Przynieśli je zaniepokojeni rodzice dzieci, które w minionym roku szkolnym z nich korzystały. Twierdzą, że zamiast być pomocą w nauczaniu, stanowią dla ucznia konkretne zagrożenie, i prosili, bym „coś z tym zrobiła" jako polonistka z wieloletnim doświadczeniem. Przeczytałam je i rzeczywiście przeżyłam szok. Starałam się odczytać cele, jakie ich autorzy mieli na uwadze, dając takie podręczniki nastolatkom (13-15 1at) i, niestety, nie byłam w stanie tego dokonać. Przez trzydzieści pięć lat nauczania, głównie młodzieży licealnej, pamiętałam usłyszaną na zajęciach z dydaktyki w KUL pewną podstawową wskazówkę, że każda lekcja musi mieć jasno określone cele i właściwie dobrane metody do ich osiągania. Codzienna praktyka potwierdzała potem jej słuszność, bo przychodzący do liceum rówieśnicy dzisiejszych gimnazjalistów z klas pierwszej i drugiej posiadali określoną wiedzę o literaturze polskiej i jej twórcach, potrafili umiejscowić ich w epoce na tle literatury innych krajów, tendencji i wymienić ważniejsze utwory. Potem, już w liceum, zdobywali wiedzę literacką i językową uporządkowaną chronologicznie na tle literatury powszechnej, określonej sytuacji i zjawisk typowych dla danej epoki, co odpowiadało ich wiekowi i możliwościom poznawczym.

Wiadomo, że uczniowie gimnazjum to nastolatki w trudnym okresie dojrzewania, poznawania siebie i świata, pełni niepokojów, wątpliwości, pytań o wszystko i poszukiwania odpowiedzi. Potrzebują wiele miłości, troski i mądrości dorosłych, odpowiedzialnych za ich wszechstronny rozwój, w tym — wykształcenie, formację duchową, moralną i patriotyczną. Książki, o których mowa, w żadnym stopniu nie mogą być w tym pomocne. W ogóle jest pomyłką nazywanie ich podręcznikami do języka polskiego, a dokładnie — „kształcenia literacko-kulturowego", bo nie jest to zgodne z prawdą. Literatury polskiej jest w nich mało, a jeszcze mniej pozycji naprawdę wartościowych. Bardzo mało też utworów o treściach narodowo-patriotycznych, celowo pomijanych lub jakoś zbanalizowanych.

Czuję moralny obowiązek podzielenia się swymi spostrzeżeniami, choć jest to bardzo trudne, gdyż można byłoby polemizować z treściami prawie każdej stronicy. Wyczuwa się, że dopuszczenie do użytku takich podręczników ma dopomóc władzom w wychowywaniu polskich dzieci i młodzieży na modnych ostatnio kosmopolitycznych, „dumnych Europejczyków", jakby do tej pory nad Wisłą mieszkali od wieków np. Azjaci. Przytłaczającą większość materiałów literackich stanowią utwory lub strzępy dłuższych, w tym autorów polskich i wielu obcych z różnych epok, od antyku począwszy, po wynaturzony pogański „realizm magiczny" argentyńskich awangardzistów XX w. Występujące w nich odczłowieczone dziwactwa zdradzają poważne i niebezpieczne obsesyjne upodobania ich autorów. Podobne wrażenie wywołują liczne ilustracje - reprodukcje nawet znanych i cennych dzieł, ale niestosowne choćby ze względu na wiek odbiorców. Prawie wszystko w tych książkach, poza nielicznymi wyjątkami, jest banalne, często prymitywne, takie bardziej w stylu „Roweru Błażeja" i atmosfery imprez Owsiakowych, łącznie z językiem, pozostawiającym wiele do życzenia. Umieszczenie w takim kontekście np. tematyki biblijnej czy cytowanie wypowiedzi Ojca Świętego Jana Pawła II — obok bredni o magu U. de Guin Wolny Ged, jest wysoce niestosowne i według mnie obraźliwe wobec słowa Bożego i autorytetu Papieża. Przy tym wiele tekstów literackich (jak i liczne ilustracje prawdziwe dzieła sztuki obok zwykłej gazetowej szmiry) jest jakichś ponurych, mrocznych, dziwacznie wynaturzonych i zdeformowanych. Miejscami wyczuwa się ducha New Age i niebezpieczny relatywizm wobec istotnych spraw, czego nastolatek nie jest w stanie rozpoznać: podświadomie może mu ulec.

Część utworów, choć godna uwagi, wydaje się za trudna, gdyż młodzież gimnazjalna nie ma jeszcze potrzebnej do ich zrozumienia wiedzy ani doświadczenia życiowego. Podręcznikowe sugestie mogą w niej ukształtować wypaczony obraz Boga, świata, człowieka czy fałszywe poglądy na wiele problemów i na życie. Kilka osób, którym pokazałam wspomniane podręczniki, stwierdziło zgodnie, że gdyby nie tytuły i polecenia odnośnie do omawiania utworów, trudno byłoby się zorientować, do nauczania jakiego przedmiotu mają służyć, gdyż już na pierwszy rzut oka uderza wielość tematyki, obcych nazwisk, przytłaczająca ilość antycznego pogaństwa pod różnymi postaciami, a w wielu wypadkach zacytowane utwory polskich klasyków potraktowane są jako literackie ozdobniki do wywodów np. o sporcie, tańcu, historii kawy, kobiecie, rycerzach, wyprawach kosmicznych, taternikach, filmie, zbrojach, nienawiści między sąsiadami oraz zemście. Za to od pierwszych stronic można dostać oczopląsu od kawałków gazet, listów, kolorowych ilustracji, plakietek, kadrów filmowych, portrecików (w tym - Clintona), postaci jakby Chrystusa ukrzyżowanego, ale bez krzyża, obok nagiego mężczyzny, ogłoszeń gazetowych z ofertą promocyjną na prezenty komunijne, ozdobioną kielichem z hostią itp. Obok tego wszystkiego koszmarne „dzieło" malarskie Maxa Beckmanna Obraz rodziny z odrażającymi, kadłubkowatymi postaciami. W rozdziale o szkole negatywne uczniowskie opinie o oświacie (częściowo słuszne), ze stwierdzeniem, że „w tej reformie jedno jest dobre: nie będzie już osądzania i opiniowania". Czyżby chodziło o usunięcie ze szkoły ocen wiedzy ucznia i jego zachowania?

Dalsza treść to wymieszane utwory różnych poetów związane z hasłami rozdziałów: kilka kartek o sporcie, meczach, piłkarzu Pele, z Trenerem Dygata, wyrażającym zgorszenie narratora, że „chuderlawi intelektualiści wybrzydzają na sport... wszystkich sportowców uważają za ludzi jaskiniowych, a sport za przejaw zidiocenia i schamienia świata" a dalej mentorsko tłumaczy, że „wśród sportowców zdarzają się i debile, ale są oni także wśród malarzy, aktorów, a nawet pisarzy", i snuje rozważania o słabości intelektualistów i sprawności sportowców, także antycznych, oraz o ewentualnym pobiciu przez intelektualistę chuligana, który go zaatakowałby, a potem leżąc w szpitalu jako poszkodowany, zastanawiałby się nad swoim dotychczasowym postępowaniem. Gdyby jednak to jemu udało się pobić intelektualistę i „potem czytał jego płaczliwe rozważania o chuligaństwie, pożałuje tylko, że na pożegnanie nie dołożył mu jeszcze parę kopniaków".

Po tej pouczającej porcji „szkolenia literacko-kulturowego" stronice o kinie z reklamą filmu Weira Stow. Umarłych Poetów i autorytatywnym stwierdzeniem czternastolatka, że ważna w nim „poezja jest odpowiedzią na pytanie o sens istnienia świata". Prawda, jaki on już dojrzały? Tylko podziwiać. Dalej jest opowiadanie Mrożka Słoń z wymownym zakończeniem bezbłędnie odczytywanym w latach osiemdziesiątych przez maturzystów: „A uczniowie, którzy wtedy byli w ogrodzie zoologicznym, opuścili się w nauce i stali się chuliganami. Podobno piją wódkę i tłuką szyby. W słonie nie wierzą w ogóle". Dziś autorzy podręcznika już od nastolatków w wieku niedawnej klasy siódmej i ósmej oczekują na podstawie występujących w tym utworze propagandowych zwrotów rozpoznania czasu akcji (!) oraz rozróżniania i umiejętności posługiwania się terminami z dziedziny poetyki (absurd, humor, karykatura, komizm, groteska, parodia i inne).

W dalszych częściach podręcznika znów strzępy gazet, plakaty, kadry filmowe, reprodukcje dzieł z nagimi postaciami i bełkot o komputerach i Internecie, z elektronicznym listem dziewczyny do kolegi o innym koledze, nazwanym przez nią „taką szowinistyczną świnią". Potem o tańcu, o którym r. Garaudy mówi: „To sposób istnienia... obrzęd, wiąże się z magią i religią... przeciw celom istnienia świata". I jeszcze ilustracje, a wśród nich Taniec wiejski Breughla z dwoma tancerzami na pierwszym planie, eksponującymi swe atrybuty męskości. Dalej fragment „dzieła" M. Musierowicz o parze nastolatków na wagarach, stwierdzających, że „tu milej niż w szkole", a zaraz potem hymn J. Kochanowskiego Czego chcesz od nas, Panie, fragmenty Spadkobierców W. Goldinga o jaskiniowcach i Z. Herberta Barbarzyńcy w ogrodzie (po co dzieciom?) z drastyczną relacją: „Król Minos sprowadził zręcznego mordercę Tezeusza. I ten zabił Minotaura... Wraca Tezeusz niosąc wielką, krwawą głowę Minotaura o wytrzeszczonych oczach, w których po raz pierwszy zaczęła kiełkować mądrość - jaką zwykło zsyłać doświadczenie". Dalej ruiny Akropolu, tekst A. Untermana Synagoga, modlitwa żydowska z Tykocina oraz parę tekstów o gotyku, ze stwierdzeniem Lindy Bayer-Berenbaum o katedrze: „[...] jej wysokość i monstrualne proporcje uwydatniają małość człowieka... i usiłuje podkreślić kruchość istoty ludzkiej wobec stale wzrastających i wzmagających się sił [jakich?]. Im dłużej człowiek pozostaje w katedrze gotyckiej, tym trudniej mu odzyskać ludzką perspektywę"(?) Konia z rzędem temu, kto zrozumie cośkolwiek z tego bełkotu, a przecież uczeń ma uzyskać „wykształcenie literacko-kulturowe", mając dalej przed sobą cytaty z „Gazety Wyborczej", Imię Róży U. Eco, Iliadę Homera Rolanda, Rycerza Chaucera i Leonarda z Damą..., Baśkę z Trylogii Sienkiewicza, Żonę modną Krasickiego, Babcię M. Czapskiej, przy której „tolerancyjnie" nie rozmawiano, bo była protestantką, rozmowę z I. Scorupco (!) w roli filmowej Heleny, Małego Księcia, Don Kichota oraz fragmenty Nowego świata G. Blonda, a także opowieści o zdobywcach szczytów (E. Hillary), uczonych, podróżnikach i artystach. I jeszcze Romeo i Julia, literatura uzupełniona obrazem posągu ,Pocałunek’ (dla 13-latków!), przedstawiającym splecione w uścisku nagie postacie kobiety i mężczyzny, zmuszające do zastanowienia się, czy aby ten podręcznik nie narzuca wręcz uczniom sugestii erotycznych i nie oswaja celowo i świadomie z nagością i bezwstydem?

Prócz tego wszystkiego w książkach do każdej klasy jest pełno mitologii w ujęciu jakby zacierającym różnice między religią chrześcijańską a pogaństwem. A do tego jeszcze te okropne ilustracje zestawiane z cennymi dziełami sztuki jako im równe, np. dwa malowidła Picassa Mino-tauromania oraz Minotaur i padła klacz... obok Powrotu syna marnotrawnego Rembrandta. A w ogóle Biblia to osobne zagadnienie do przemyśleń. Pamiętam, z jaką determinacją walczyliśmy w 1980/81r. jako nauczyciele Solidarności o wprowadzenie do programu szkolnego fragmentów Biblii z jej bogactwem uniwersalnych wartości, stanowiących jedno z fundamentalnych źródeł naszej chrześcijańskiej kultury łacińskiej. /.../ Ale Biblia jest, i to bogato, ilustrowana koniecznie nagimi, Ewami i Adamami, Dawidem i np. obrazem trzech nagich kobiet zrośniętych plecami, zestawionym z „nauczaniem" A. Kamieńskiej o pochodzeniu Biblii, stworzeniu kobiety i opisem żydowskiego świętowania szabatu ze stwierdzeniem, że „na pokorze Maryi, na jej decyzji, na jej zgodzie z wolą Boga zbudowane jest chrześcijaństwo". W jaki sposób i przez kogo - nie wiadomo. Jest czymś niepokojącym, że autorzy omawianych podręczników przekazywanie wiedzy biblijnej powierzają wątpliwym „autorytetom", swoiście pojmującym Boga, świat i człowieka, osobom, które nie dają gwarancji, że młodzież nie będzie manipulowana w sprawach wiary czy moralności. Jedyna nadzieja w prawych nauczycielach. O wiele jednak prościej byłoby przeczytać oryginalne fragmenty Pisma Św. z Księgi Hioba czy Kazania na Górze z dobrym komentarzem katolickiego biblisty, zamiast poznawać je z opowiastek A. Kamieńskiej, Poniewierskiego, Kosidowskiego czy wywodów L. Kołakowskiego o Hiobie w tekście ,Job, czyli antynomie cnoty, który i pod względem treści, i języka oraz ze względu na stosunek do Boga i sposób mówienia o Nim jest nie do przyjęcia przynajmniej dla osób wierzących. W tej sprawie nie wystarczy się dziwić, ale należy ubolewać, bo ten „sławny" marksistowski filozof zasłynął jeszcze w PRL-u jako ateista, wróg Kościoła i wszelkiego „klerykalizmu", a wmawianie obecnie innym przez jego fanów świeckich i, niestety, duchownych, że teraz jest nie tylko wzorem chrześcijanina, ale i autorytetem, ekspertem od spraw wiary i religii, mija się rażąco z prawdą. Można to z łatwością wykazać na podstawie jego publicznych wypowiedzi, np. podczas Kongresu Kultury Chrześcijańskiej w KUL przypuścił zajadły atak na watykańską Deklarację Jesus Dominus, „że wykopała rów między chrześcijaństwem a ekumenizmem" a „Naszemu Dziennikowi" zarzucił bezsensownie - „obskurantyzm".

Końcowa część podręcznika do klasy pierwszej, zatytułowana Cztery rozmowy o literaturze", niestety, też nie odpowiada zapowiedzi, bo rozmowy te dotyczą zagadnień z teorii literatury i w żadnym stopniu nie zawierają wiadomości o polskiej literaturze.

Po tak „rewelacyjnej" lekturze można byłoby się spodziewać, że w klasie drugiej uczeń otrzyma porcję rzetelnej wiedzy historycznoliterackiej na tle literatury powszechnej, z jaką jego rówieśnik kończył kiedyś szkołę podstawową. Tytuł tego podręcznika brzmi: Do Itaki z Panem Cogito. Do monstrualnych rozmiarów rozbudowano w nim polecenia dla ucznia przy każdym temacie, nierzadko zawierające ukrytą manipulację lub pożądaną sugestię, a jeśli idzie o zawartość treściową, to uderza również wielka liczba utworów lub fragmentów obcych autorów, tematyka żydowska, motywy zmysłowo-erotyczne, nagość i brzydota, przysłaniające, choć liczniejsze niż w klasie pierwszej, teksty polskie, które i tak nie są omawiane jako reprezentatywne dla danego autora, nurtu czy epoki, lecz służą potwierdzeniu haseł, według których ułożona jest i ta książka. Najbardziej niebezpieczne jest to, że wszystko świadomie wymieszano, jakby chodziło o celową dezintegrację myślenia i odczuwania uczniów. Obok tematyki chrześcijańskiej, pisanej czy namalowanej, od razu pojawiają się teksty i obrazy pogańskie lub odrażająco zdeformowane i odczłowieczone: obok obrazu biblijnego Uzdrowienie opętanego umieszczono tragiczną twarzą narkomanki naszpikowaną igłami i tekst o narkomanii; obok J. Poniewierskiego Pontyfikat i Przesłanie Jana Pawła II; fragmenty z Księgi Mądrości w bliskim sąsiedztwie antychrześcijańskiego tekstu w duchu New Age o mocy „własnej woli" z Czarnoksiężnika z Archipelagu de Guin. Inny bulwersujący tekst to dialog ucznia z mistrzem J. L. Borges'a. Uczeń przyznał się, że przed laty zabił człowieka, i prosi o wybaczenie. Słyszy szokującą odpowiedź: „Nikt nie może wybaczać, nawet Pan... Ty nie jesteś owym mordercą i nie ma żadnego powodu, byś nadal był jego niewolnikiem. Przypadły ci obowiązki każdego człowieka: być szczęśliwym, sprawiedliwym. Ty s a m musisz się zbawić" (podkr. H. M.). Dalej jest Oda do młodości A. Mickiewicza z zaleceniem wysłuchania pogańskiej ody unijnej, O, radości, iskro bogów. Wyjątkowo dużo jest tu motywów biblijnych, a teksty nie zawsze są oryginalnymi fragmentami Pisma Świętego. Niepokoją też konteksty, w których występują, a jeszcze bardziej ich interpretacja, narzucana lub sugerowana przez osoby, które nie mają żadnych kompetencji ani nawet rzetelnej wiedzy o chrześcijaństwie i nie powinny wypowiadać się na temat Boga, Biblii czy wiary. I tak J. Gaarder na s. 199 zrównując w swoim filozofowaniu Chrystusa, Syna Bożego, z Sokratesem, podważa wyraźnie wiarygodność Ewangelii: „...żaden z nich nie zapisał swego przesłania... stąd nie ma żadnej pewności, czy <historyczny Jezus> naprawdę powiedział to, co wkładają mu (małą literą!) w usta Mateusz czy Łukasz". Przy Hymnie o miłości św. Pawła pojawia się polecenie zachęcające uczniów do polemizowania z niektórymi jego treściami, a J. Duąuesne w Przesłaniu, napisanym w sposób pozbawiony szacunku dla przekazywanych treści, w pewnym miejscu informuje, że Jezus „założył swój ruch", gdy od dwóch tysięcy lat wiadomo, że był to Kościół, do którego należą do dziś wszyscy Jego ochrzczeni wyznawcy i będą należeć do końca świata, bo „bramy piekielne go nie przemogą", o czym zapewnił sam Chrystus.

Niepokój mogą budzić także takie teksty, jak Bułhakowa U Piłata czy te, które wymagają od ucznia koniecznego oglądania koszmarnych filmów o tematyce zupełnie nieodpowiedniej z wielu powodów dla nastolatków. Np. polski reżyser W. Marczewski stawia w swoim filmie tezę, że „Kino opiera się na człowieku, jego lękach, samotności, śmierci i bólu", a autorzy podręcznika łączą ją z bardzo trudnym fragmentem Apokalipsy Siódma pieczęć „ubogacając" temat odrażającymi, ponurymi reprodukcjami, m.in. F. Nussbauma Strach i Przeklęci. Nastolatek musi to wszystko przemyśleć, starać się zrozumieć i wchłonąć. Tylko po co? Innym tekstom towarzyszy podobnie koszmarny obraz S. Dali Narodziny potworów, a pseudobiblijny fragment T. Żychiewicza Stwórca „ozdobiono" ohydnym „dziełem" R. Margeritte Wyzwoliciel jako „Bóg ósmego dnia" w postaci kadłuba, bez głowy z kapeluszem opartym na ramionach, oraz okropnym obrazem H. Boscha Piekło. Warto też zastanowić się, co ma wspólnego z literaturą i językiem polskim obcy, ośmiostronicowy tekst R. Escarpita Antybabel, a w klasie trzeciej bezsensowne Opowieści o kronopiach i famach J.Cortazara, Kraina Chichów autorstwa J. Carroll o mieszkańcach pewnego miasta zamienionych w psy i obszerne fragmenty Tristana i Izoldy z podniecającym opisem scen miłosnych, uzupełnione fotografią całującej się młodocianej pary.

Wydaje się, że jeszcze jeden programowy tekst powinien zainteresować nie tylko jednostkowych rodziców, ale wszystkich, aby wiedzieli, czego i jak uczone są w szkole ich dzieci na lekcjach języka polskiego. Jest to Krążek Borgesa o drwalu, który spotkał włóczęgę, twierdzącego, że jest królem, bo posiada krążek Odyna. Drwal-narrator opowiada: „Wtedy poczułem żądzę, by posiąść ten krążek... Jeżeli mi go dasz, dam ci szkatułkę pełną monet... Odrzekł z uporem: Nie chcę. Odwrócił się do mnie tyłem. Wystarczyło uderzenie siekierą w kark, by zachwiał się i padł... Dobrze zaznaczyłem miejsce siekierą i zaciągnąłem trupa aż do wezbranego strumienia. Tam go cisnąłem". Tekst ten uzupełnia drastyczny obraz B. Stahna Śmierć na plaży z martwym człowiekiem w kałuży krwi...

W książce dla klasy trzeciej Do Itaki. W rodzinnej Europie, zawierającej pewną ilość polskiej literatury znaczącej, podobnie jak w poprzednich klasach, są i takie utwory, których tam być nie powinno, bo są bezwartościowe, dwuznaczne, niewychowawcze, szkodliwe lub za poważne dla nastolatków. Czemu np. ma służyć „dobra rada" G. Grossa: „Niech pani nie stawia na Polaków..., ale na Niemców, bo to oni w górę pójdą" (czyżby proroctwo?), Filipowicza Człowiek, który nienawidził Ojczyzny, I. Singera Igła, Manna Czarodziejska góra, trudne teksty Prousta, koszmarne Kafki, z równie koszmarnym obrazem odrażających pająków, dziwaczne teksty Joyce'a, Wuj-ryba I. Calvino z okropnymi obrazami; Morze krwi. Linke, Człowiek-kaktus O.Redon, jakieś kłębowisko ryb, klejnotów itp. Wszystko to pomieszane totalnie z utworami polskich autorów z różnych epok, od Bogurodzicy po Herberta, Miłosza, Mrożka, ks. Tischnera i „Gazetę Wyborczą".

Kończąc swoje uwagi o podręcznikach „do polskiego", ciągle słyszę w głębi serca słowa C. Norwida: „Nie miecz, nie tarcz bronią języka, lecz - arcydzieła", i zastanawiam się, dlaczego dla wielu polskich arcydzieł literackich i malarskich w podręcznikach zabrakło miejsca, a zapełniły je treści obce nam duchowo i kulturowo (np. autorstwa Żydów i o Żydach, potworach mitologicznych) oraz innych poganizmach, przy tym tak dobrane w większości, jakby ich twórcy oraz autorzy omawianych książek cierpieli na niebezpieczne obsesje i fascynowali się odrażającą brzydotą, dziwaczną, odczłowieczoną fantastyką, nagością z pogranicza pornografii, prymitywizmem treści i języka, a nawet motywami okrucieństwa i wszelkich „nowoczesnych" wynaturzeń, czego nie są w stanie ukryć obecne wśród tych antywartości nawet wiarygodne i potrzebne w programie szkolnym nieliczne teksty i reprodukcje o tematyce godnej, narodowej czy chrześcijańskiej oraz, niestety, w ilości zaledwie śladowej - patriotycznej.

Ze smutkiem i niepokojem odkryłam, że bardzo niewielu rodziców reaguje na ostrzeżenia przed różnymi zagrożeniami, na jakie narażone są ich dzieci, w tym przez niewłaściwe podręczniki. Pragnę zachęcić do przejrzenia książek, które zaleci szkoła na nowy rok szkolny, by miały w nich należne miejsce przede wszystkim literatura i kultura narodowa oraz czysta, piękna polszczyzna, a nie trywialny owsiakowo-medialny bełkot; byśmy w sytuacji zagrożenia wiary, tożsamości i nawet polskiej ziemi ze strony antychrześcijańskiej i antynarodowej masońskiej Unii Europejskiej wbrew wszystkiemu „nie rzucili ziemi, skąd nasz ród" i ,,nie dali pogrześć mowy", o czym winna stale nam przypominać nie tylko napisana pod zaborami Rota M. Konopnickiej, ale przede wszystkim serce i prawe, polskie sumienie.

Źródło: Nowy Przegląd Wszechpolski Nr 11-12, 2004

 


Link Nasz Dziennik
Powrót
|  Aktualności  |  Prawo do życia  |  Prawda historyczna  |  Nowy wymiar heroizmu  |  Kultura  | 
|  Oświadczenia  |  Zaproszenia  |  Głos Polonii  |  Fakty o UE  |  Antypolonizm  |  Globalizm  | 
|  Temat Miesiąca  |  Poznaj Prawdę  |  Bezrobocie  |  Listy  |  Program Rodziny Polskiej  | 
|  Wybory  |  Samorządy  |  Polecamy  | 
|  Przyroda polska  |  Humor  | 
|  Religia  |  Jan Paweł II  | 
do góry