Powrót     Strona Główna Rodziny 
			Polskiej
Zgubna ideologia

Ks. Prof. Tadeusz Ślipko SJ

Metamorfozy dewiacji

 

Homoseksualizm jest zjawiskiem: po pierwsze, różnie ukształtowanym, po wtóre, różnie rozumianym, po trzecie, różnie nazywanym. Zacznijmy od różnic w nazewnictwie. Rzadziej w języku potocznym, częściej w literaturze, na określenie tego zjawiska pojawiają się takie słowa, jak "uranizm", "pederastia", "pedofilia", a także "safizm" bądź "miłość lesbijska". Tę nazewniczą mnogość trzeba więc jakoś objaśnić, przede wszystkim zaś uporządkować i uprościć.

 

Za punkt wyjścia posłuży najogólniejsze rozumienie tych zachowań jako przeżywanie przez pewne jednostki seksualnych doznań w kontaktach dwu osób tej samej płci. Jeżeli tymi osobami są dwaj mężczyźni, wówczas doznawane przez nich przeżycia określa się mianem "homoseksualizmu" bądź "uranizmu", zaś ich samych "gejami". Ponadto szczególny przypadek tego rodzaju relacji dorosłego mężczyzny do młodego chłopca "pederastią" bądź "pedofilią". Kiedy identyczne zachowania mają miejsce między dwiema kobietami, wówczas mamy do czynienia z "miłością lesbijską" lub "safizmem", zaś partnerki zwie się "lesbijkami". Z tego zestawu celem uproszczenia języka dalszych rozważań na oznaczenie całokształtu rozpatrywanych zachowań, a więc zarówno "międzymęskich", jak też "międzykobiecych", w użyciu będzie tylko jeden termin - "homoseksualizm".

 

To jednak nie wystarczy, aby było wiadomo, w jakim ustawieniu problem homoseksualizmu stanie się przedmiotem naszych dalszych rozważań. W tym celu trzeba najpierw wyeliminować z pola widzenia naszego tematu dwie postawy doświadczających tych skłonności osób. Reprezentują je - ogólnie mówiąc - osoby, które mają pełną świadomość, że doświadczane przez nie skłonności stanowią predyspozycje do spełniania aktów moralnie złych. Jednakże jedne z nich podejmują trudny wysiłek wyzwolenia się spod dominacji tej skłonności, gotowe są nawet podjąć odpowiednią psychoterapię, natomiast inne sporadycznie poddają się im w sytuacjach silniejszych pokus, nie zdobywając się na żadne skuteczne środki przeciwdziałania.

 

Pod względem moralnym są to dwie diametralnie różne postawy osobowe. Pierwsza z nich, przekształcona w pole wewnętrznej walki, pozostająca pod stałą kontrolą sumienia, przybiera postać duchowego dramatu, pełnego napięcia procesu stawania się w pełni moralnie dojrzałą osobą. Druga natomiast stanowi epizod wewnętrznej degrengolady człowieka, duchowej klęski i kapitulacji przed nakazami własnego sumienia. Niezależnie jednak od wskazanych różnic obydwie te postawy zamykają się w czysto prywatnej i intymnej sferze życia, na zewnątrz zgoła się niemanifestującej, co najwyżej w formie rzadkich, jednostkowych aktów prywatnego ekshibicjonizmu. Z tego też powodu stanowią one przedmiot ewentualnej psychomedycznej terapii, duszpasterskiej troski i wychowawczych zabiegów. Omawia się te sprawy w poświęconych im publikacjach, ale w niniejszym artykule uwagę naszą skupimy nie na tych przejawach homoseksualizmu, ale na zgoła innej jego postaci.

 

Przed ustaleniem jego tożsamości warto zwrócić uwagę na ważny szczegół historyczny. Problem homoseksualizmu ma za sobą długą historię. Znany już antycznym społeczeństwom greckiemu i rzymskiemu, występował też w ciągu następnych epok historycznych, ale traktowany był jako specyficzny przypadek osobowej dewiacji. Dopiero w XX wieku, początkowo małymi kroczkami, zaczął się kształtować w nowej postaci, która stanowi rzeczywistą metamorfozę tego zjawiska. W obecnej chwili dziejowej obok naszkicowanych już form homoseksualizmu indywidualnego na arenie współczesnego życia publicznego reprezentowany jest homoseksualizm, którego zbiorowy status charakteryzują następujące cechy:

 

1. Chodzi tym razem nie o poszczególnych osobników jako podmioty rzeczonych skłonności, ale o grupy społeczne świadome swej społecznej odrębności uwyraźnionej w przeżyciu właściwego im "my";

 

2. Dzięki temu przybierają one określone formy organizacyjne, a przynajmniej okazują się zdolne do zbiorowych wystąpień celem realizowania statutowo lub doraźnie umownie ustalonych działań;

 

3. Inspirują się w tych poczynaniach określoną ideologią. Jest to zatem homoseksualizm publiczny, zorganizowany, zdolny do uczestniczenia w różnych dziedzinach międzyludzkiej komunikacji, realny element struktury społeczeństwa obywatelskiego w ramach suwerennego państwa, w naszym wypadku polskiego. Ten też homoseksualizm w języku niniejszego artykułu będzie występował pod mianem "homoseksualizmu społecznego" jako zasadniczy przedmiot dalszych rozważań snutych po linii ustalonych wyznaczników jego tożsamości.

 

Homoseksualizm jako grupa społeczna

 

Jak powiedziano, podstawowym w tym względzie czynnikiem jest przeżywanie świadomościowego "my" przez osoby doznające homoseksualnych skłonności. Na aktualnym etapie naszych rozważań nie ma potrzeby roztrząsać pytania, jak liczna jest w Polsce tego rodzaju grupa. Dla jasności obrazu wypada jednak zaznaczyć, że zgodnie z podanymi na wstępie wyjaśnieniami nie można w poczet członków homoseksualizmu społecznego zaliczać tych osób, które przynależą do kategorii obydwu, czysto indywidualnych postaw osobowych, zamkniętych w kręgu własnej prywatności, bez poczucia więzi z innymi osobami, podobnie jak one homoseksualnie usposobionymi. Niezależnie od tego nie ulega wątpliwości, że istnieje w Polsce pewna liczba osób, które swe homoseksualne skłonności uznają za tworzywo ich zbiorowej odrębności na równi z innymi podobnymi członami ogółu społeczeństwa. Owszem, w ich szeregi włączyć należy heteroseksualnie usposobione osoby, deklarujące się jednak jako zwolennicy swych homoseksualnych odpowiedników, których wspomagają w ich działaniach. Na podstawie tych faktów bezdyskusyjna wydaje się teza, że w Polsce istnieje wyodrębniająca się socjologicznie grupa homoseksualizmu społecznego. Jednak z tego właśnie powodu, że wykształciła się ona w łonie społeczeństwa heteroseksualnego i w pewnym do niego przeciwstawieniu, stwarza poważny problem moralny, który zasługuje na to, by go uczynić przedmiotem głębszego studium filozoficzno-etycznego.

 

Organizacyjne struktury homosek sualizmu społecznego

 

Sformułowane przed chwilą ustalenie potwierdza rozpatrzenie drugiej cechy, która winna charakteryzować homoseksualizm społeczny, mianowicie jego struktury organizacyjnej. Tworzy ją bowiem rozbudowana sieć różnego rodzaju zrzeszeń, z których zostanie wymienionych przynajmniej kilka, najczęściej z siedzibą w Warszawie. Wśród nich znajduje się najpierw Międzynarodowe Stowarzyszenie Gejów i Lesbijek na rzecz Kultury w Polsce (ILGCN), dalej Stowarzyszenie "Lambda" oraz organizacja Kampania przeciw Homofobii, z siatką oddziałów terenowych w Krakowie, Trójmieście oraz na Śląsku. Działalność tych stowarzyszeń cieszy się ponadto poparciem ze strony kilku partii politycznych (SLD, UP, Antyklerykalnej Partii Postępu Racja), ale także brukowych pism, takich jak tygodnik "Nie" czy tygodnik "Fakty i Mity". Wspomagają je niektóre organizacje młodzieżowe (Federacja Młodych Socjaldemokratów, Federacja Młodych Unii Pracy), na koniec parę niewiele znaczących zrzeszeń bądź instytucji w rodzaju Parlamentarnej Grupy Kobiet, Polskiego Centrum Edukacji HIV/AIDS czy też biura senator Szyszkowskiej.

Z inspiracji tych wszystkich zrzeszeń, zarówno o formalnie prohomoseksualnej proweniencji, jak tylko z nimi sympatyzujących 10 grudnia 2003 r. grupa senatorów SLD-owskiej orientacji wystąpiła z wnioskiem projektu ustawy o rejestrowanych związkach partnerskich, oczywiście gejów i lesbijek. Nie ulega jednak wątpliwości, że to w Polsce tak już znaczące zaangażowanie się po stronie homoseksualizmu społecznego politycznych nawet instancji jest tylko przedłużeniem analogicznych interwencji o znacznie szerszym zasięgu terytorialnym i wyższej rangi politycznych instancji. Wstępną informacją w tym kierunku są dane świadczące, że w Stanach Zjednoczonych już trzydzieści lat temu miały miejsce wydarzenia, które nosiły znamiona wyraźnej manipulacji i były skutkiem presji gejowskich grup nacisku ("lobby"). Dowiódł tego znany w Ameryce psychiatra prof. Charles W. Socarides. Bardziej jeszcze wymownym świadectwem w tej sprawie jest uchwała (Parlamentu Europejskiego) dotycząca równości praw homoseksualistów i lesbijek we Wspólnocie Europejskiej. W preambule tej uchwały wymienia się długą serię poprzedzających ją już od roku 1984 dokumentów prawno-politycznych. To świadczy, że chodzi tu o planowo pomyślane i konsekwentnie realizowane postępowanie. Polskie działania na tym odcinku nie są zatem ani ideową nowością, ani organizacyjną inicjatywą. Są po prostu wykonywaniem na polskim terenie jednego i tego samego planu działania.

 

Z kolei po tej dygresji należy przytoczyć fakty świadczące, że wspomniane uprzednio organizacyjne struktury homoseksualizmu społecznego nie stanowią czysto papierowych tworów. Wręcz przeciwnie, rozwijają one wielostronną działalność zmierzającą do realizacji celów stawianych sobie przez te ośrodki. W dłuższy wywód na ten temat wdawać się nie ma potrzeby. Wystarczy przypomnieć paradę równości w Warszawie, ogłoszoną 5 marca 2003 r., ale zaplanowaną na czerwiec następnego roku. Tego samego rodzaju akcją były szeroko reklamowane i faktycznie przeprowadzone w Krakowie w dniach 4-9 maja br. dni gejów i lesbijek, pod patronatem sfer rządowych w osobie I. Jarugi-Nowackiej oraz Instytutu Socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Składały się na nie różnego rodzaju imprezy, jak również ich ukoronowanie w formie prowokacyjnego pochodu przez centralną ulicę Grodzką w stronę Wawelu, a wreszcie na zakończenie wrzaskliwa, sztucznie podsycana euforia prasowa ("Wawel zdobyty!"). Dodatkowym potwierdzeniem aktywności homoseksualnych ugrupowań są także liczne spotkania, na których w charakterze gościa dość często produkuje się senator M. Szyszkowska oraz minister I. Jaruga-Nowacka. Odrębnym torem rozwija się akcja propagandowa za pomocą różnego rodzaju prasowej drobnicy w postaci broszurek bądź ulotek. Nie można wreszcie pominąć faktu, że homoseksualne kręgi przystąpiły także do wydawania własnych periodyków.

 

Ideologia homoseksualizmu

 

Zakładając zatem, że homoseksualizm w Polsce, tym bardziej za granicą, stanowi socjologicznie wyodrębnioną grupę o określonych formach organizacyjnych i znacznej aktywności propagandowej, do zbadania pozostaje trzecie kryterium jego przynależności do kategorii ruchu społecznego. Jest nim, jak wiadomo, ożywiająca go ideologia, wypływająca z odpowiednich światopoglądowych przesłanek. Jednakże ten tak ważny problem jest - jak dotąd - nawet przez czołowych jego protagonistów traktowany wyraźnie po macoszemu. W ujęciu senator M. Szyszkowskiej został zredukowany do kilku stwierdzeń, w których ideologiczne uprawomocnienie homoseksualizmu sprowadza się do jednej idei, a mianowicie do postulatu zrównania ludzi pod względem przysługujących im praw. To zaś prawo wywodzi z fundamentalnych zasad ustrojowych liberalnej demokracji, takich jak poszanowanie wolności człowieka, pluralizm światopoglądowy i tolerancja. Szczególnym zaś zagrożeniem dla tych ideałów jest - jak sądzi senator Szyszkowska - "tkwiące w Polakach przekonanie, że należy się dostosować do zdania i postępowania większości, tymczasem zadaniem stojącym przed każdą osobą powinno być świadome kształtowanie wyznawanych wartości i dróg rozwoju. Nonsensem jest narzucanie norm w zakresie spraw tak intymnych, jak miłość i erotyka".

 

Wygłaszane przez Szyszkowską oskarżenia pod adresem społeczeństwa polskiego usiłują wzmocnić dwie pracownice naukowe: K. Bojarska-Nowaczyk, psycholog z Uniwersytetu Gdańskiego, oraz J. Klimczak-Ziółek, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego. Te dwie panie sądzą, że niechętne względem homoseksualizmu nastawienie funkcjonujące w naszym społeczeństwie opiera się "tylko i wyłącznie na tym, że osoby te przynależą do tego środowiska z pominięciem indywidualnych cech konkretnej osoby". Wyjaśnienie nieco enigmatyczne, poza tym - jak się później okaże - z gruntu błędne.

 

Równie skąpo, lecz w tym samym duchu i na ten sam temat, wypowiada się prof. Z. Szawarski: "Skoro pary heteroseksualne mają prawo do życia po swojemu, to analogiczne prawo powinny mieć też pary homoseksualne. (...) Pytam, czy ludzie o innych wartościach moralnych i ideałach życiowych - ateiści, agnostycy, sceptycy, pluralistyczni liberałowie, którzy nie uznają Boga jako źródła porządku moralnego, nie mają prawa do promowania własnych uczuć i wartości moralnych. Nie widzę żadnego racjonalnego powodu, aby fundamentalizm religijny (chrześcijański, muzułmański, żydowski, czy jakikolwiek inny) dyktował wszystkim ludziom, w jaki sposób mają żyć, dzielić los czy własność".

Z braku innych, bardziej wyczerpujących źródeł na podstawie przytoczonych wypowiedzi wypada zakończyć tę relację konkluzją, że reprezentowany współcześnie w Polsce homoseksualizm społeczny ideologiczne swe założenia opiera ostatecznie na idei wolności jako źródle prawa jednostki do życia zgodnie z etosem wartości i dróg rozwoju przez nią samą świadomie ukształtowanych.

ks. prof. Tadeusz Ślipko SJ

 

W jutrzejszym numerze ks. prof. Tadeusz Ślipko przedstawi krytyczną refleksję nad ideologią głoszoną przez homoseksualizm społeczny.

 

[Nasz Dziennik z 23 listopada 2004 r.]

 

Przemyślana akcja

 

Homoseksualizm społeczny jest grupą świadomą swego zbiorowego "my", zorganizowaną na różne sposoby i kierującą się w swej działalności właściwą sobie orientacją ideologiczną.

Trzy charakterystyczne znamiona homoseksualizmu społecznego posłużą nam za dyspozycję krytycznej refleksji nad jego społecznym statusem, przede wszystkim zaś nad treściową zawartością głoszonej przez ten ruch ideologii.

 

Homoseksualizm jako grupa społeczna

 

Nie ma sporu odnośnie do historycznego faktu przeobrażenia się homoseksualizmu z czysto indywidualnej i prywatnej postawy w odrębną zbiorową kategorię współczesnego życia społecznego. Inaczej ma się natomiast sprawa z jego liczebnością. W Uzasadnieniu dodanym do Projektu ustawy o rejestrowanych związkach partnerskich senator Szyszkowska określa homoseksualizm społeczny jako "największą grupę mniejszościową", której liczebność ocenia na "około 2 mln osób". Podaje wszakże te dane, nie przytaczając żadnej wiarogodnej dokumentacji. Przytoczyć jej oczywiście nie mogła, gdyż statystycznych obliczeń homoseksualizmu w Polsce nikt, jak dotąd, nie przeprowadził. Przypuszczać raczej należy, że p. Szyszkowskiej chodzi o co innego. Przedstawia homoseksualizm jako "największą grupę mniejszościową", aby stworzyć pozory masowego charakteru tego zjawiska, co w pewnym stopniu usprawiedliwiałoby próby jego legalizacji. Na podstawie dostępnych, aczkolwiek skąpych i nietypowych danych można o tej grupie powiedzieć, że w Polsce jest to populacja raczej nieliczna. Z uwagi jednak na współczesne prądy cywilizacyjne i jej międzynarodowe powiązania zmusza do tego, aby uważnie śledząc jej działalność, odpowiednio się do niej ustosunkować.

 

Działalność organizacyjnych struktur homoseksualizmu

 

Niezależnie od rzeczywistego stanu liczebnego ruchu homoseksualizmu społecznego, a także działających w jego ramach organizacji zainteresować nas muszą konkretne zadania, jakie współcześnie podejmują te organizacje w naszym kraju. Z tego punktu widzenia nader instruktywne wydają się działania zmierzające do przedstawienia homoseksualistów jako ofiar dyskryminujących zachowań ze strony reszty społeczeństwa bądź instytucji. Za typowy przykład tych akcji posłuży "Raport o dyskryminacji i nietolerancji ze względu na orientację seksualną w Polsce w roku 2001", opracowany i podany do publicznej wiadomości przez Stowarzyszenie Lambda w Warszawie oraz Kampanię przeciw Homofobii. Są to niewątpliwie źródła, których o stronniczość na niekorzyść homoseksualizmu społecznego żadną miarą posądzać nie można.

Jest jasne, że populacją badaną w "Raporcie" mogą być tylko osoby o skłonnościach homoseksualnych, które tę swoją psychofizyczną predyspozycję, a tym bardziej przez nią uwarunkowane zachowania akceptują i ujawniają je w formie werbalnych deklaracji bądź w jakiś inny zewnętrznie rozpoznawalny sposób, oczywiście w wyraźnej opozycji do społecznie utrwalonych opinii czy też panującego obyczaju.

Najpierw należy się zapoznać z faktograficzną warstwą treści owego "Raportu", innymi słowy z przypadkami uznanymi w "Raporcie" za przejawy dyskryminacji homoseksualistów w Polsce. Przypadki te zostały ujęte w dwóch kategoriach: "przemocy fizycznej" oraz "przemocy psychicznej". Z wyników badań przeprowadzonych na 652-osobowej populacji przytoczmy najpierw dane dotyczące przemocy fizycznej. Otóż w tej znacznej grupie 497 osób nie doświadczyło w ogóle żadnej tego rodzaju przemocy. Z pozostałych 155 osób 45 nie odpowiedziało na pytania, a więc na wyraźnie represyjną reakcję ze strony otoczenia było wystawionych 90 osób. Z kolei wspomniane represyjne działania w 45 przypadkach przybrały formę pobicia, w 54 przypadkach ograniczyły się do potrąceń, uderzeń lub kopniaków, sprawcami zaś w 54 przypadkach były osoby nieznane, w 16 - członkowie rodziny, a w 15 - koledzy i znajomi.

Przejdźmy na teren przemocy psychicznej. Tym razem w tej samej 652-osobowej populacji 568 osób nie doznało żadnej tego rodzaju przykrości, doświadczyło jej natomiast 216 osób, przy 48, które nie udzieliły żadnej odpowiedzi. Także w tej sprawie, jak zaświadcza "Raport", sprawcami najczęściej, bo w 496 przypadkach, były osoby nieznane, w 66 przypadkach koledzy i znajomi, a w 51 przypadkach członkowie rodziny.

Z kolei "Raport" zdaje sprawę, w jakiej postaci przejawia się dyskryminacja homoseksualistów w zachowaniach się pracowników różnych instytucji społecznych (policja, miejsce pracy, usługi publiczne, służba zdrowia itp.). Także na tym polu respondenci w ogromnej większości udzielali odpowiedzi negatywnych. Osobne miejsce w "Raporcie" zajmuje paragraf poświęcony "dyskryminacji w Kościele". Za takie działanie zostało uznane wykluczenie z ewangelickiej wspólnoty pastora za homoseksualizm, zaliczenie - już przez księdza katolickiego - lesbijek do "nieużytków społecznych", gejów zaś do "ludzi nienormalnych", odmowa rozgrzeszenia, a wreszcie "wypowiedzi przedstawicieli Kościoła do ogółu społeczeństwa o treści homofobicznej (kazania podczas Mszy św., audycje Radia Maryja)", opinia ks. bp. Pieronka "o homoseksualistach jako ludziach chorych, niebezpiecznych, którzy mogą deprawować nieletnich i dlatego powinno się im zakazać dostępu do profesji nauczyciela". W tym samym kontekście, ale w innym paragrafie cytuje się wypowiedzi kilku biskupów, zresztą wyważone i w pewnym zakresie zawężone, potępiające homoseksualizm jako zło moralne, powodujące ponadto poważne szkody w dziedzinie życia społecznego, przede wszystkim małżeńskiego i rodzinnego.

 

Obsesyjne przewrażliwienie

 

Mamy zatem przed oczyma rejestr dyskryminacji, sporządzony przez samych homoseksualistów i mający służyć za dowód, że w społeczeństwie polskim panoszy się uwłaczająca tej grupie patologia, której na imię "dyskryminacja". Trzeba się zatem do tych danych faktograficznych odpowiednio ustosunkować. Oczywiście poza wszelką dyskusją pozostaje moralne napiętnowanie szeregu przypadków szczególnie w zakresie "przemocy fizycznej. Za kryminalne przestępstwa należy więc uznać wszelkie pobicia, zwłaszcza połączone z poważnym uszkodzeniem ciała, natomiast inne zaliczyć do kategorii chuligańskich wybryków, ale nie brak i takich, które dowodzą tylko braku towarzyskiej kultury i opanowania w wyrażaniu negatywnej reakcji na moralnie dezaprobowane zewnętrzne zachowania homoseksualistów, zwłaszcza kiedy kończą się na czysto werbalnym napiętnowaniu i mają miejsce w zamkniętym kręgu koleżeńskim lub rodzinnym. Poza tym na podstawie samych danych "Raportu" można wyrazić obawy, czy przypadkiem same ofiary antyhomoseksualnych napaści albo też autorzy "Raportu" z przysłowiowej igły nie robią dyskryminacyjnych wideł. A już zgoła obsesyjnym przewrażliwieniem tchną pretensje autorów "Raportu" wysuwane pod adresem księży i biskupów, którzy w kazaniach bądź innych duszpasterskich sytuacjach dają wyraz obowiązującej w doktrynie katolickiej moralnej dezaprobacie działań homoseksualistów w życiu nie tylko prywatnym, ale też publicznym. Wychodzi na to, że homoseksualistom przysługuje przywilej, który stawia ich poza wszelką krytyką i profilaktyką, stanowią swoiste nietykalne tabu.

Istota problemu kryje się wszakże nie w tych szczegółowych uwagach krytycznych, ale w odpowiedzi na pytanie, czy kładąc nacisk przede wszystkim na drastyczne przypadki "przemocy fizycznej i psychicznej", można podtrzymywać zasadniczą tezę "Raportu", że w Polsce ma miejsce tego typu patologia społeczna, którą określa się mianem "dyskryminacji". Każdy nieuprzedzony obserwator tego, co aktualnie dzieje się w naszym społeczeństwie, musi na to pytanie odpowiedzieć przecząco. Zasadniczą racją uzasadniającą to stanowisko jest widoczna w danych "Raportu" wyraźna dysproporcja pomiędzy liczbą osób przyznających, że nie były ofiarami obrażających je działań z racji ich homoseksualnych skłonności, a liczbą osób uskarżających się na tego rodzaju doświadczenia. Tego stanu rzeczy nie da się w żaden sposób zinterpretować jako dyskryminacji. Na przewrażliwioną na tym punkcie mentalność autorów "Raportu", a chyba także reprezentatywnych przedstawicieli tego środowiska, charakterystyczne światło rzuca jeden znamienny szczegół. W 5. paragrafie "Raportu" poświęconym dyskryminacji w życiu publicznym i społecznym, w podtytule "Kościół" we wstępnych uwagach po słowach ubolewania z powodu "niechęci" Kościoła katolickiego "do osób homoseksualnych" autorzy "Raportu" wyrażają nadzieję, że sytuacja się zmieni, ponieważ w kontekście "afery" ks. abp. Paetza ujawniono "tym samym powszechnie znaną tajemnicę o wielu homoseksualnych dostojnikach w hierarchii polskiego Kościoła katolickiego". Otóż ta "powszechnie znana tajemnica" jest zwykłym oszczerstwem, polegającym na przypisaniu słabości jednego, nie do końca wyjaśnionego przypadku, wielu osobistościom bez dodatkowego dowodu na prawdziwość tej operacji. Czynią to zaś ludzie, którzy powiedzonko: "o, przyszedł nasz pedałek", kwalifikują jako jeden "z przypadków dobrze obrazujących" akty dyskryminacji w zakresie "przemocy psychicznej". Sapienti sat!

 

Podsumowując więc całość dostarczonych w "Raporcie" danych na temat dyskryminacji homoseksualnego środowiska w Polsce, można ostatecznie powiedzieć, że przytoczone fakty w tym stopniu, w jakim są prawdziwe, wskazują co najwyżej na potrzebę wychowywania społeczeństwa do obywatelskiej wyrozumiałości dla osób tego środowiska w duchu chrześcijańskiego szacunku dla każdego, również seksualnie odmiennego człowieka. O rzeczywistej, funkcjonującej w społecznych formach dyskryminacji nie może być mowy.

W tym stanie rzeczy rodzi się pytanie: dlaczego czołowi homoseksualiści tak często i z takim uporem wygłaszają tyrady o ich rzekomym dyskryminowaniu, o swego rodzaju obywatelskim prześladowaniu? Odpowiedź wydaje się prosta: tak się dzieje, ponieważ slogan o "dyskryminacji", nabrzmiały ujemnymi skojarzeniami, służy za narzędzie przemyślanej akcji. Z jednej strony odwraca uwagę społeczeństwa od rzeczywistej moralno-społecznej wymowy homoseksualizmu, z drugiej zaś przygotowuje społeczny klimat sprzyjający realizacji legislacyjnych gwarancji dla "homoseksualnych związków partnerskich". W świetle takiej perspektywy należy rozpatrywać rozbudowę organizacyjnych struktur homoseksualnego ruchu, jak też ich ożywioną i wszechstronną działalność.

ks. prof. Tadeusz Ślipko SJ

 

W piątek, 26 bm., ks. prof. Tadeusz Ślipko omówi na naszych łamach ideologię homoseksualizmu społecznego jako wyraz dekadenckich nurtów współczesnej cywilizacji.

[Nasz Dziennik z 24 listopada 2004 r.]

 

 

Zgubna ideologia

Ze skąpych wypowiedzi prominentnych rzeczników ruchu homoseksualnego wypływa równie skąpy wniosek, że podstawy ożywiającej go ideologii znajdują oparcie na jednym w gruncie rzeczy filarze, którym jest specyficznie rozumiana zasada wolności.

Rzecz wszakże w tym, że tego "rozumienia" jego głosiciele dokładniej nie objaśniają, zdając się na potoczne, bliżej nieokreślone sensy. Jest to sprawa tym bardziej zastanawiająca, że w deklaracjach tej wagi, jakimi są fundamentalne założenia światopoglądowe ruchów społecznych, na wygłaszaniu samych tylko ogólnie sformułowanych haseł poprzestać niepodobna. Tymczasem powszechnie wiadomo, że termin "wolność" bywa nader różnie interpretowany. Zgoła inaczej definiowali wolność dobrze znani prof. Szawarskiemu filozofowie marksistowscy, aniżeli np. I. Kant, dobrze znowu znany prof. Szyszkowskiej z czasów, kiedy publikowała swe prace w katolickim wydawnictwie, jakim niewątpliwie był Instytut Wydawniczy "Pax". A trzeba jeszcze zdać sobie sprawę z tego, że nie chodzi tu wcale o czysto akademickie spekulacje. Uściślenie terminu "wolność" stwarza przesłanki uprawomocnienia szczegółowych zachowań ludzkich, w tym także, jak to z cytowanych wypowiedzi wynika, działań homoseksualnych. Skoro zatem powołane do tego autorytety okazują się w tej sprawie tak powściągliwe, trzeba ją we własnym zakresie poddać głębszej refleksji.

 

Liberalna koncepcja wolności

 

Trafne w tym względzie wskazania znajdują się w "Uzasadnieniu projektu ustawy o rejestrowanych związkach partnerskich". Sygnatariusze tego dokumentu powołują się na fundamentalne zasady współczesnych ustrojów demokratycznych, wśród których na pierwszym miejscu zostały wymienione wolność i równość wobec prawa wszystkich członków społeczeństwa. Już ten zestaw wartości stwarza wystarczającą podstawę dla zidentyfikowania ich ideowego zaplecza, tym bardziej gdy dołączy się do nich trzecią wartość w postaci "braterstwa". Są to sztandarowe hasła rewolucji francuskiej, stanowiące z kolei przeniesienie w dziedzinę życia politycznego przewodnich idei nader wpływowego podówczas liberalizmu, który był nieodrodnym dzieckiem filozoficznym materialistycznego indywidualizmu.

Otóż jeden z czołowych przedstawicieli tego kierunku, filozof francuski J.J. Rousseau w głównym swym dziele pt. "Umowa społeczna" istotny sens wolności sprowadził na grunt nieskrępowanej możności rozwijania wrodzonych każdej jednostce popędów tak długo, dopóki nie zderzą się z wolnością innej jednostki, zwłaszcza jeśli ta "inna wolność" cieszy się statusem prawa państwowego. Innymi słowy wolność człowieka sama w sobie znajduje źródła właściwej sobie dynamiki, jej wewnętrznej harmonii i porządku. W tak idealnie zakreślonych granicach wszystko jest człowiekowi dozwolone, zbędna okazuje się wszelka zewnętrzna ingerencja.

 

Taka jest wymowa liberalnej koncepcji wolności, bez zastrzeżeń akceptowana przez ideologów homoseksualizmu społecznego. Tymczasem właśnie na tle analizy konstytutywnego elementu tej koncepcji, jakim jest pojęcie "popędów", wychodzą na jaw zalążki tkwiącej w tej koncepcji autodestrukcji. Popędów bowiem jest wiele, stanowią też motoryczną siłę, która wolność niejako wprawia w ruch i prowadzi do realizacji zamierzonych przez człowieka celów. Pełniąc jednak rolę twórczej mocy rozwoju człowieka, same stają się narzędziem woli człowieka, która może nimi się posłużyć zgodnie z rozumnie przez działającą osobę ustaloną hierarchią urzeczywistnianych celów, ale może też obrać inny kierunek swych dążeń, kierunek nierozumny, niezgodny z godnością człowieka, bo naruszający zakorzeniony w tej godności porządek moralny. Wtedy staje się sprawczynią w nią samą godzącego zła.

 

W rozpatrywanym przez nas zagadnieniu rzecz dotyczy seksualnej sfery ludzkiego życia. Czynny w tym obszarze popęd seksualny funkcjonuje na gruncie biologicznej struktury ludzkiej płciowości. Płciowość tę na pierwszym miejscu charakteryzuje tzw. biegunowo przeciwstawna dwoistość. Determinuje ona człowieka do bycia mężczyzną lub kobietą na gruncie odmiennej biopsychicznej struktury, ale równocześnie skazuje te dwie kategorie ludzkiej populacji na równie znamienną współzależność. Ujmując rzecz w największym skrócie, współzależność ta, zwana też komplementarnością, utożsamia się z ogromnym życiowym obszarem wielorakich wzajemnych relacji między światem mężczyzn i kobiet. Wśród tych relacji wyróżnia się wszakże zdolność przeżywania swoiście przez płciowość uwarunkowanych doznań. W sferze duchowej przybierają one postać miłości erotycznej, w sferze zaś cielesnej - aktów seksualnego współżycia, które stwarzają biologiczne warunki zawiązywania się nowego ludzkiego życia, chronionego przez porządek moralny, oparty na godnościowym wymiarze osoby ludzkiej i jej atrybutów. Na tle zarysowanej struktury ludzkiej płciowości nie ulega chyba wątpliwości, że ideologia, którą głosi homoseksualizm społeczny i która ożywia całą jego działalność, implikuje dwa kapitalnej wagi błędne założenia. Przede wszystkim fundamentalne w tej ideologii pojęcie wolności zostało zdegradowane do czysto popędowej struktury, oderwanej od tak istotnego dla tej struktury czynnika, jakim jest akt rozumnej woli człowieka, a tym samym od jej zdolności dokonywania aktów wyboru tego, co jest rzeczywiście dla człowieka dobre, ale też tego, co pod pozorem dobra powoduje jakieś zło. Ta jednostronność pociąga za sobą drugą jednostronność. Homoseksualistyczny liberalizm nie dostrzega, że popęd rozumiany jako spontaniczna wewnętrzna podnieta, przeniknięta silnym ładunkiem emocjonalnym, jako taki jest siłą ślepą, gwałtowną namiętnością. Toteż pozostawiony sam sobie przeinacza się łatwo w siłę destruktywną. Jaskrawym tego przykładem jest właśnie dynamika popędu seksualnego.

Każdy, kto wyszedł z okresu dziecięcej naiwności, zdaje sobie sprawę, że nie chodzi tu o osoby doświadczające homoseksualnych skłonności, ale o osoby uprawiające homoseksualizm. Tego rodzaju aktywność nie zatrzymuje się na poziomie czysto duchowych przeżyć bądź pozaseksualnych gestów sympatii czy przyjaźni. Jej właściwym terenem są akty współdziałania seksualnego między osobami tej samej płci.

 

Degradacja człowieka

 

Z kolei ogół tych homoseksualnych zachowań rozpatrzmy na tle uprzednio zarysowanej struktury ludzkiej płciowości, przede wszystkim zaś jej komplementarnej dwoistości. Ta bowiem głębinowa dwoistość czyni mężczyznę i kobietę podmiotami zdolnymi do stwarzania nowego osobowego życia. Z tego też życiotwórczego źródła bierze początek ład moralnych wartości i imperatywów, które swym aksjologicznym zasięgiem ogarniają samą płciowość i przez nią uwarunkowane życie seksualne człowieka. W ich świetle na moralną aprobatę zasługują jedynie prawidłowo spełniane akty współżycia seksualnego mężczyzny i kobiety w ramach ich małżeńskiego przymierza. Natomiast jako moralne zło i nadużycie piętnują wszelkie działania, które polegają na wykorzystywaniu płciowych uzdolnień człowieka dla jakichkolwiek celów w sposób naruszający ich dwoistą i ku wzbudzaniu ludzkiego osobowego życia celowościowo ukierunkowaną strukturę.

Na tle tak ukonstytuowanego ładu moralnego działania homoseksualne jawią się nie jako realizacja wartości i osobowych ideałów moralnych, ale jako afirmacja antywartości, prymatu zmysłowej żądzy nad ludzką osobową godnością. Eufemistyczne określenia homoseksualizmu jako "odmiennej orientacji seksualnej", o jej wartościach i ideałach, o prawie do własnego etosu i stylu życia okazują się tylko dymną zasłoną zgoła odmiennej, bo antywartościowej, degradującej człowieka doktryny i przez tę doktrynę usankcjonowanych zachowań.

 

W zakończeniu podsumujmy przewodnie stwierdzenia, do których doprowadza krytyczna refleksja nad zjawiskiem homoseksualizmu. Homoseksualizm jako populacja osób o skłonnościach homoseksualnych był i pozostanie nadal przedmiotem teologiczno-moralnych dociekań i duszpasterskiej troski Kościoła, jak też wszelkich profilaktycznych usiłowań. Natomiast homoseksualizm społeczny występujący w postaci zorganizowanego ruchu społecznego, inspirującego się ideologią materialistycznego liberalizmu traktować należy jako jeden z dekadenckich nurtów współczesnej euro-amerykańskiej cywilizacji, stanowiących poważne zagrożenie dla moralnej świadomości członków religijnej wspólnoty Kościoła w naszej Ojczyźnie i na całym świecie.

[Nasz Dziennik z 26 listopada 2004 r.]

ks. prof. Tadeusz Ślipko SJ

 

 

Autor jest etykiem, doktorem habilitowanym, emerytowanym profesorem zwyczajnym w dawnej Akademii Teologii Katolickiej (obecnie UKSW) w Warszawie.

 

 


Link Nasz Dziennik
Powrót
|  Aktualności  |  Prawo do życia  |  Prawda historyczna  |  Nowy wymiar heroizmu  |  Kultura  | 
|  Oświadczenia  |  Zaproszenia  |  Głos Polonii  |  Fakty o UE  |  Antypolonizm  |  Globalizm  | 
|  Temat Miesiąca  |  Poznaj Prawdę  |  Bezrobocie  |  Listy  |  Program Rodziny Polskiej  | 
|  Wybory  |  Samorządy  |  Polecamy  | 
|  Przyroda polska  |  Humor  | 
|  Religia  |  Jan Paweł II  | 
do góry