Powrót     Strona Główna Rodziny 
			Polskiej
Formowanie polskości – ludzie

Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński

Formowanie polskości

(felieton, który ukaże się z początkiem maja b.r. w nowej książce Polonia: ku ojczystym źródłom, Dom Polski, Warszawa 2004)

 

W teorii literatury greckiej występują dwa kluczowe pojęcia: mimesis oznaczające naśladowanie, i katharsis oznaczające oczyszczenie. Artysta naśladuje rzeczywistość tak, aby oglądający lub słuchający doznali oczyszczenia. Wiele było teorii, czym jest naśladowanie i czym oczyszczenie. Nie tu miejsce, aby się w nie zagłębiać. Zostańmy przy pewnych intuicjach. Spójrzmy na nas samych jako na Polaków, aby doznać oczyszczenia. Spójrzmy przez zwierciadło naszej literatury.

Są dwa bezcenne cykle, które dotykają rdzenia polskości. To Trylogia Henryka Sienkiewicza i Chłopi Władysława Reymonta. Cykle te Polak musi czytać z zapartym tchem, tak bardzo ukazują nas samych, w przyziemnych szczegółach i niebiańskich ideałach. Kto będąc Polakiem chce nim być, chce się rozwijać, oczyszczać, ten nie może nie znać, nie może po wielokroć nawet czytać Trylogii i Chłopów. W dziełach tych naśladowanie Polaków dokonane zostało z genialną plastycznością, taką, która urzeka nie tylko samych Polaków, ale również czytelników z wielu krajów świata. Oba też wyróżnione zostały literacką Nagrodą Nobla. Ale dla nas urok nie wystarcza, potrzebujemy oczyszczenia, które otwiera przed nami lektura tych arcydzieł.

Popatrzmy więc na chłopów. Kochają ziemię miłością niewyobrażalną. Pola są zadbane, wręcz wypieszczone, „pokrajane w pasy, kieby te postawy zgrzebnego płótna, rozciągnięte pod wzgórza i poćwiartowane na działki.” Praca niesie ze sobą trud, ale i słodycz. Marzeniem staruszki Agaty było, żeby „choć do sianokosów dociągnąć albo i do żniw pierwszych”, potem dopiero umrzeć. Jak chłopi miłują swą ziemię, tak swych sąsiadów ze wsi darzą już nie tak wzniosłym uczuciem. W powieści ukazana jest cała gama najrozmaitszych przywar, wśród których króluje zazdrość i nienawiść. Hanka widząc urodę Jagny nie waha się okazać jej swej niechęci szeptając: „Zedrzeć ci ino pazurami tę gębusię, a nie wynosiłabyś się urodą na drugie!” A szepnęła „z taką nienawiścią, aż ją w sercu zakłuło i same palce się sprężyły do darcia...” Jak plastycznie i wyraziście Reymont pokazuje nienawiść wypływającą z zazdrości, bo Hanka chciałaby być tak piękna jak Jagna. Nie mogła patrzeć w lustro na swą twarz „wynędzniałą, pokrytą żółtymi plamami,” o zaczerwienionych oczach. Weźmy inną scenę. Lipieccy chłopi siedzą i obgadują księży, a że jednemu proboszczowi, to gospodyni musi podawać porcelanę, że inny, to w konfesjonale używa perfum, a jeszcze inny za kartki od spowiedzi bierze dla siebie od osoby po trzy grosze. A cóż mówić o tym, jakimi słowami się do siebie zwracają, raczej nie przebierają w słowach, grubych, a często ordynarnych, nie zważając nie na wiek, ni na płeć. A przy tym wszystkim, pilnują, aby przywitać się po chrześcijańsku i pożegnać po chrześcijańsku. Więc gdy już sobie ponawymyślają, mówią: Zostańcie z Bogiem. Co za naród! Chciałoby się powtórzyć za Rochem: „Złemu to wszystko na pociechę, albo Żydowinom, co się ze swarliwości a głupoty chrześcijańskiego narodu prześmiewają! Jezus mój miłosierny, to mało bied, mało chorób, mało głodowań, to się jeszcze w pojedynkę za łby bierą i złością dokładają.” Dla tych ludzi jedno było zło, co do którego wszyscy się zgadzali: gdy ziemia leży odłogiem. Ludzie mogli być zaniedbani, głodować, chorować, kłócić się, nawet umierać. To nic, najgorzej, gdy nikt nie uprawiał ziemi. Widok ziemi nastrajał nie tylko do pracy, ale i do marzeń, do poezji, do mistyki. Ale widok ziemi zadbanej, opatrzonej, gdy zaś była porzucona i zaniedbana, to niewymowny ból rozdzierał serce. I oto w tych ludziach, skłóconych między sobą, swarliwych, zazdrosnych, czasem wręcz nienawistnych, wobec widoku nieuprawionej ziemi następuje jakaś przedziwna metamorfoza. Odsłaniają się podkłady wielkiego dobra. Lipce, to była wieś w okolicy najlepsza, inne wsie patrzyły na nią z zazdrością, nie brakowało kłótni i sporów. Gdy jednak mężczyzn lipieckich zaaresztowano, gdyż nie godzili się na wycinkę lasu – w jego obronie potrafili narazić zdrowie, wolność, a nawet życie, i gdy nie miał kto uprawiać ziemi, mieszkańcy innych wsi nie cieszyli się z cudzego nieszczęścia, lecz „poniechali sporów otrząsając z siebie zawziętość...”. A gdy wichura poniszczyła wiele gospodarstw, tak że niejedna rodzina została bez dachu nad głową, kobieta zwana Sikorzyną proponuje bezdomnej rodzinie własny, choć mały dom. Na uwagę, że nie mają, czym zapłacić, odpowiada: „Niech was o to głowa nie boli. Znajdziecie jaki grosz, zapłacicie, a nie, to przy robocie jakiej pomożecie, abo prosto i za Bóg zapłać siedźcie.” Wobec nieszczęścia nikną konflikty, zawiści, małość, otwiera się nagle wielkie serce, ukryte gdzieś tam, na dnie duszy. Nie wszystko stracone, nie do końca jesteśmy źli, mimo tylu przywar i wad.

Samopoznanie oferowane nam przez arcydzieła naszej literatury prowadzi właśnie do jakiegoś wewnętrznego oczyszczenia, do szukania nowej twarzy i nowej tożsamości. A może należy być dobrymi nie tylko w obliczu wielkiego nieszczęścia i od świętą, może również na co dzień? Może zamiast sobie szkodzić z zazdrości, lepiej pomagać sobie z miłością? Takie to proste, może i banalne, ale prawdziwe. I dlatego bezcenne.

 

Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński

 


Link Nasz Dziennik
Powrót
|  Aktualności  |  Prawo do życia  |  Prawda historyczna  |  Nowy wymiar heroizmu  |  Kultura  | 
|  Oświadczenia  |  Zaproszenia  |  Głos Polonii  |  Fakty o UE  |  Antypolonizm  |  Globalizm  | 
|  Temat Miesiąca  |  Poznaj Prawdę  |  Bezrobocie  |  Listy  |  Program Rodziny Polskiej  | 
|  Wybory  |  Samorządy  |  Polecamy  | 
|  Przyroda polska  |  Humor  | 
|  Religia  |  Jan Paweł II  | 
do góry