Powrót     Strona Główna Rodziny 
			Polskiej
W pustyni i w puszczy

 

Uwaga na złe Mzimu

Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński

 

            Kto z nas nie czytał W pustyni i w puszczy Henryka Sienkiewicza? Niech się przyzna, niezależnie od tego, czy jest nastolatkiem czy dorosłym. A jeśli nie czytał, lecz tylko oglądał film, to niech do tego już się nie przyznaje i jak najszybciej weźmie się za lekturę. Bo różnica między książką i filmem jest jak między niebem i ziemią.

            Powieść ta to nie tylko historia  pełna przygód, którą czyta się zazwyczaj z wypiekami na twarzy, ale również bardzo subtelny przekaz pewnych treści, wręcz idei, które posiadają wymowę ogólną, ważną dla nas jako Polaków, dawniej i dziś. W pustyni i w puszczy to naprawdę arcydzieło.

            Staś Tarkowski uosabia pewne cechy, które mogą być wzorem dla całej młodzieży polskiej, również tej, która mieszka poza granicami naszej ojczyzny. Wszak Staś "urodził się, wychował i doszedł do czternastego roku życia w Port-Saidzie", a więc w Egipcie, a mama jego była Francuzką, lecz jej nie znał, bo zmarła, gdy Staś przychodził na świat. Wychowaniem syna zajmował się ojciec, inżynier Władysław Tarkowski, powstaniec styczniowy, zesłany na Syberię, z której uciekł. Staś nigdy Polski na oczy nie widział, a jednak... uważał mowę polską za najpiękniejszą w świecie (t. 1, s. 4-7, 1950). Znał poza tym wybornie francuski, angielski i arabski (t. 2, s. 140), a prócz tego niektóre języki afrykańskie. Była to zasługa jego ojca, ale nie szło to trudno, bo jak wyjaśnia Sienkiewicz, "Staś żył ze wszystkimi za pan brat, a mając, jak zwykle Polacy, nadzwyczajną zdolność do języków, poznał, sam nie wiedząc kiedy, wiele ich narzeczy". I to powinni sobie zapamiętać nasi rodacy pozostający dziś na emigracji, gdy zaniedbują mowę ojczystą u własnych dzieci i gdy nie przywiązują wagi do nauki najlepiej wielu języków obcych, i to opanowywanych w stopniu jak najlepszym. Tak, wielu języków i bez kaleczenia polszczyzny. Bierzcie wzór ze Stasia. A jak Staś z kolei uczył polskiego małą Nel, która przecież nie była jego rodaczką, tak i Polacy niech rozprzestrzeniają język polski wśród innych narodów, a już na pewno w małżeństwach mieszanych. Uczcie współmałżonków polskiego! Chcecie być gorsi od małego Stasia? 14-letniego chłopca?

            Tajemnica opanowywania języków obcych polega na tym, że im więcej się ich uczymy, tym łatwiej "wchodzą". Dlatego nie należy narzekać, tylko brać się za języki, zawsze pamiętając o ciągłym szlifowaniu polskiego. W Polsce również.

            Nie można być mitomanem. Mitoman to ktoś taki, kto wpatrzony jest przede wszystkim w obcych, którzy w jego mniemaniu są wspaniali, podczas gdy my sami jesteśmy najgorsi na świecie. Lepsi od nas są Niemcy, Francuzi, Anglicy, a my do niczego się nie nadajemy. To poczucie czy wręcz kompleks niższości wpajali w nas bardzo sprytnie komunistyczni inżynierowie dusz, czyli, jak to się dziś mówi, ludzie kultury, a więc pozostający na pasku panującego w PRL-u systemu: pisarze, reżyserzy, aktorzy, naukowcy. Trwa to nadal. A przecież nie trzeba daleko szukać, by zobaczyć jak bardzo narody europejskie się degenerują. I Stasiu miał wyjątkowo wysokie mniemanie o Anglikach, ale gdy zobaczył, jak pozostawili bez pomocy, a potem bez pogrzebu Charlesa Gordona, człowieka sprawiedliwego i bez skazy, to "stracił w tej chwili wiarę w Anglików. Dotychczas mniemał naiwnie, że Anglia za najmniejszą krzywdę wyrządzoną jednemu z jej obywateli gotowa jest zawsze do wojny z całym światem..." (t. 1, s. 136). Przekonał się naocznie, że to nie była prawda. I my pozbądźmy się naiwności, ale w przekonaniu, że w każdym narodzie można spotkać szlachetnych i życzliwych ludzi, tak jak pan Tarkowski przyjaźnił się z Anglikiem, Rawlinsonem. Nie ma narodów przeznaczonych do tego, by górować nad innymi, wyłącznie z tytułu swej narodowości. Nie ma narodów nietykalnych, bo to wyraz pychy, a może wyjątkowo paskudnych słabości i wad.

            A kto z nas nie pamięta dobrego i złego Mzimu? Dobrym Mzimu była mała Nel, a złym... No, właśnie! Kiedy na kartach Sienkiewiczowskiej powieści spotykamy złe Mzimu, to warto dostrzec pewną analogię do czasów współczesnych. O złym Mzimu mówi Stasiowi Murzynek Kali. Był on święcie przekonany, że złe Mzimu to groźny duch, którego wszyscy się boją oprócz czarowników. Wprawdzie Kali na oczy owego Mzimu nie widział, to jednak był pewien, że on istnieje. Bo to wyglądało tak: najpierw Mzimu robi straszny hałas w chatach czarowników, a wioskę ogarnia strach. Wtedy czarownicy podpowiadają, żeby wszyscy Murzyni przynieśli im jak najszybciej różne łakocie: banany, miód, piwo, jaja i mięso, bo wtedy będzie można to licho obłaskawić. I tak się dzieje, bo gdy chaty czarowników są już pełne, łoskot ustaje.

            Czy ta historia nie jest zapowiedzią współczesnego mechanizmu działania jakże wielu mediów, którymi sterują nowocześni czarownicy? Najpierw robią wielki hałas, spektakularnie rozdzierają szaty, celowo tak dobierają informacje, żeby ludzi straszyć, czym się da, pogodą, napadami, wojną. Potem obiecują spokój, jeśli wydamy pieniądze na reklamowane przez nich produkty albo zagłosujemy na ich kandydata. Wówczas zapanuje wręcz raj na ziemi. Raju i tak nie ma, a my wciąż dajemy się nabrać, gdy oni nas sprytnie łupią. A gdy złupią, to się z nas śmieją. Więc zapytajmy i zadajmy sobie trud, żeby sprawdzić, kto się w tych studiach telewizyjnych bądź radiowych kryje? Skąd pochodzą ci czarownicy? Kto ich wyszkolił? Jak uczono ich kłamać i manipulować? By się tego dowiedzieć, nie możemy być naiwni i leniwi, jak Kali.

            Więc przypomnijmy, co zrobił Staś, gdy nagle zaczęło hałasować złe Mzimu, a był to głos straszny jak ryk lwa, śmiech hieny i wycie wilka. Murzyni w jednej chwili zwrócili swe oczy przeciwko Stasiowi, i już mieli nań napaść, gdy Staś puścił słonia wprost na chatę czarownika, by rozbił ją w drobny mak. I wtedy wyszło na jaw, że złe Mzimu, to tylko bęben wydrążony w spróchniałym drzewie i obciągnięty małpią skórą. Nic więcej! A jednak tego właśnie bębna tak wszyscy się bali. I dziś ludzie wierzą tylu mediom, jak dzicy z wioski murzyńskiej. Wierzą wypudrowanym dziennikarzom, magii sondaży, pustym obietnicom, i za żadne skarby nie chcą rozwiać mitu, że to tylko próchno i skóra, odpowiednio podlakierowane. I nic więcej!

            Prawda, jaki ten Sienkiewicz był mądry? Nic dziwnego, że obecne Ministerstwo Edukacji tak się go boi, że usuwa jego dzieła z kanonu lektur szkolnych. Bo to jest Ministerstwo Edukacji Antynarodowej. Tam również musi pracować jakieś złe Mzimu...

 

Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński

 

 


Link Nasz Dziennik
Powrót
|  Aktualności  |  Prawo do życia  |  Prawda historyczna  |  Nowy wymiar heroizmu  |  Kultura  | 
|  Oświadczenia  |  Zaproszenia  |  Głos Polonii  |  Fakty o UE  |  Antypolonizm  |  Globalizm  | 
|  Temat Miesiąca  |  Poznaj Prawdę  |  Bezrobocie  |  Listy  |  Program Rodziny Polskiej  | 
|  Wybory  |  Samorządy  |  Polecamy  | 
|  Przyroda polska  |  Humor  | 
|  Religia  |  Jan Paweł II  | 
do góry