Powrót     Strona Główna Rodziny 
			Polskiej
Młodzież chce wyjechać

Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński

MŁODZIEŻ CHCE WYJECHAĆ ?

 

Jeżeli prawdą jest, że ponad 90% młodzieży polskiej deklaruje chęć wyjazdu z ojczyzny, to mamy do czynienia z sytuacją wprost przerażającą. Gdyby bowiem domniemane pragnienia młodych osób się ziściły, to Polska w szybkim tempie zostałaby wyludniona z Polaków. Ale w statystyce tej pojawia się poważna nieścisłość. Nie dotyczy ona procentu, ona dotyczy tego, KTO naprawdę chce wyjechać: czy młodzież, czy raczej ci, którzy wpływają na opinię młodzieży. A są nimi ludzie dorośli: rodzice, nauczyciele, politycy, dziennikarze. Czy czasem pewne środowiska celowo nie tworzą takiej atmosfery, a wręcz nie podpuszczają młodych ludzi, aby pragnienie emigracji było dla nich czymś atrakcyjnym, pożądanym i normalnym. Przecież w grę wchodzi nie tylko nastrój, ważne są także realia życia: młodzież chce widzieć dla siebie perspektywy, zawodowe i rodzinne. Jeżeli państwo, kierowane przez nieudolnych lub celowo działających na szkodę narodu przedstawicieli aparatu władzy, takich perspektyw nie otwiera, to naturalna staje się ucieczka w marzenia o wyjeździe. Lecz to nie młodzież chce wyjechać, to pewne środowiska ludzi dorosłych chcą, aby młodzież polska wyjechała z Polski.

Dlaczego? Skąd bierze się tak wynaturzone pragnienie? Bo nie leży w naszej polskiej tradycji, aby młody człowiek sam z siebie chciał opuścić rodzinę, rodaków i ojczyznę. Nie jesteśmy nomadami, ani koczownikami. Należymy do kręgu cywilizacji łacińskiej, która musi mieć wielopokoleniowe gniazdo: dom, miasto, ojczyznę. Jeżeli nie ma, to za tym tęskni, jak za czymś naturalnym, do czego przez Opatrzność została stworzona. Są ludy, które najlepiej się czują w namiotach przestawianych tydzień po tygodniu z miejsca na miejsce, są inni, którym najwygodniej się mieszka w hotelu, jeszcze inni zadowalają się życiem w slumsach, skleconych naprędce barakach, z byle czego, z kartonu, blachy i desek. Ale w cywilizacji łacińskiej miejsce zamieszkania musi być piękne i dające poczucie stabilności. Nie może być wiatrem podszyte, byle jakie i byle gdzie położone. Miejsce ojczyste musi być własne. Jakie złowrogie licho kusi więc naszą młodzież, aby pragnęła wyemigrować?

Koniec XIX w. to czas masowej emigracji Polaków i innych ludów słowiańskich do obu Ameryk. Polska była pod zaborami, warunki życia zarówno w mieście, jak i na wsi były bardzo ciężkie. Zaborcy niemiłosiernie łupili podbity kraj, ściągając niebotyczne podatki; fabryki były w rękach obcych, zwłaszcza Niemców i Żydów, brakowało perspektyw do życia i rozwoju. Jedyną nadzieją była emigracja, która przybrała postać masową. Stała się również wielkim i wręcz makabrycznym... biznesem, handlem żywym towarem, pazernym, cynicznym, bezlitosnym.

Józef Conrad, nasz wielki rodak, w opowiadaniu Amy Foster (Tajfun i inne opowiadania, Warszawa 1968), losy takich emigrantów ukazuje na przykładzie rozbitka, karpackiego górala, imieniem Janko, który nie dociera do miejsca przeznaczenia, do Ameryki, ale ląduje w nieznanym dla siebie miejscu. Po drodze przeszedł gehennę, gdy podobnych mu ludzi sprytni pośrednicy z biur imigracyjnych i właściciele statków skazywali na straszne warunki żeglugi, gdy stłoczeni jak zwierzęta, w ciemnicy i duchocie, pod pokładami statków płynęli w nieznane, z  portu do portu. A każdy wyjazd na emigrację łączył się z wyprzedażą całego dobytku, aby starczyło na bilet i przeżycie. Conrad tak to przedstawił: „Ojciec sprzedał starą krowę, parę srokatych górskich kucyków własnego chowu, a duża polanka – piękne pastwisko na słonecznym zboczu wąwozu pokrytego sosnami – poszła w ręce żydowskiego szynkarza na zapłatę dla ludzi ze statku, którzy zabierają naród do Ameryki, aby się tam prędko bogacił.” (s. 124). Chęć wyrwania się z biedy i mit łatwego dorobienia się za oceanem sprawiał, że ludzie wyprzedawali się ze swojej ojcowizny. Agenci pośredników łudzili zrozpaczonych ludzi i podsuwali pomysły, aby zrobić na ich biedzie wielki interes. Ci nieszczęśnicy dawali im wiarę, wysprzedawali się i wyjeżdżali. A wówczas ktoś inny, obcy, przejmował ich własność, której pozbywali się „za miraż prawdziwego złota hen daleko!” Conrad kontynuował: „W parę miesięcy później pojawiły się w gazetach sprawozdania złodziejskich „Agencji dla Wychodźców”, rozwijających działalność wśród słowiańskiego włościaństwa z dalszych prowincji Austrii. Zamiarem tych łotrów było owładnąć zagrodami biednej, ciemnej ludności i w tym celu sprzymierzali się z miejscowymi lichwiarzami.” (s. 129). A więc wszystko jasne: są „łotry”, które czyhają na cudzą własność, które doprowadzają najpierw ludzi do beznadziei i rozpaczy, a następnie podsuwają „zbawienne” pomysły, takie jak emigracja, aby przejąć ich własność, ojcowski dom, zagrodę i piękne łąki. Dziś ofiarą takiego procederu oraz miraży roztaczanych przez współczesnych „łotrów” jest polska młodzież. Ma jechać w nieznane, zaprzepaścić swoje wykształcenie, porzucić rodziców, dziadków i rodaków, ojczystą mowę, ziemię i rodzinny dom, by w większości przypadków tułać się między obcymi, bez własnego miejsca. Kto to wymyślił, jeśli nie „łotr”?

Jan Kochanowski pisał:

„Ba, nędzać to, kiedy już nie dostawa komu,

A tym więtsza, gdy każą wynosić się z domu.”

(Satyr albo Dziki mąż, 143-4)

Nam, od ponad 200 lat każą wynosić się z domu. A my tym bardziej musimy się w naszym domu zakorzeniać.

Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński

 


Link Nasz Dziennik
Powrót
|  Aktualności  |  Prawo do życia  |  Prawda historyczna  |  Nowy wymiar heroizmu  |  Kultura  | 
|  Oświadczenia  |  Zaproszenia  |  Głos Polonii  |  Fakty o UE  |  Antypolonizm  |  Globalizm  | 
|  Temat Miesiąca  |  Poznaj Prawdę  |  Bezrobocie  |  Listy  |  Program Rodziny Polskiej  | 
|  Wybory  |  Samorządy  |  Polecamy  | 
|  Przyroda polska  |  Humor  | 
|  Religia  |  Jan Paweł II  | 
do góry